W każdym zawodzie można znaleźć prawdziwych mistrzów, artystów, którzy kunszt swój wznoszą na absolutne wyżyny. Którzy mają za sobą nie tylko lata pracy i mnóstwo doświadczenia, ale także prawdziwy talent, „to coś”, smykałkę. Jakkolwiek by tego nie nazwać, mistrzyni dziennikarstwa i rozmów wszelakich – Teresa Torańska – „to coś” miała.
Małgorzata Purzyńska rozmawia z Torańską o wszystkim po trochu: słów parę o dzieciństwie i rodzinie, o początkach kariery w branży (dlaczego dziennikarstwo? Przez przypadek, mówi TT), o pierwszej książce, o podróżach, o PRLu… ale przede wszystkim o warsztacie dziennikarza. A Torańska opowiada: że zawsze trzeba pisać reportaż „z dwóch stron”, potrafić oddać klimat rozmowy, więcej, znaleźć klucz do każdego bohatera, nie rozmawiać z nim „na klęczkach” i jeszczce rozstać się z nim w zgodzie (raz jeden w całej karierze Torańskiej się to nie udało). I być ciekawym, zawsze, wszystkiego. To niby-łatwe, niby-podstawowe zasady, ale wielu dziennikarzy po prostu o tym nie pamięta. Torańska ze swadą opowiada o swoich doświadczeniach, rzuca przykładami, opowiada o swoich wywiadach. Ot, dla przykładu:
– A ile czasu trwa pisanie?
– Kochana, Urbana [Jerzego – JM] pisałam pół roku. Nie wiedziałam, jak go ugryźć. To był jakiś koszmar (…). Przez pół roku myślałam wyłącznie o Urbanie. Kiedy go sobie poukładałam w głowie i przeczytałam wszystko, co było możliwe, łącznie z jego konferencyjami prasowymi, przyszłam do niego ze dwa razy, żeby uzupełnić konkretne rzeczy. *
Czyli: będzie trochę wspominkowo, trochę anegdotycznie, trochę historycznie. To jedna z tych książek, które każdy dziennikarz – nieważne, początkujący czy średniozaawansowany – przeczytać powinien. Bo jak równać, to do najlepszych.
PS. Bardzo dziękuję za pożyczenie pani Elżbiecie.
PPS. Zdjęcie mojego autorstwa.
* „Ja, My, Oni. Teresa Torańska w rozmowie z Małgorzatą Purzyńską”, Agora SA, Warszawa 2013, s. 47.
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…