Ot i kolejna mitologia, ot, i znów Chiny. Jednak świat mitologii chińskiej jest o dość nietypowy. Cały czas zmienia się, ewoluuje – patrz choćby przypisywanie magicznych mocy słynnej „Czerwonej książeczce” towarzysza Mao. Co więcej, mitologii tej nigdy nie spisano w jednym, spójnym tekście, czymś w stylu „Teogonii” Hezjoda – przetrwało mnóstwo wersji poszczególnych mitów z różnych epok. I tak Płomienny Cesarz i Boski Rolnik w starszych tekstach funkcjonują autonomicznie, a w późniejszych zlewają się w jedną postać. Itd., itd.
Więc „Mitologię chińską” Künstlera dobrze jest czytać… znając już mitologię chińską. Ja nie znałam. I dalej słabo znam. Oczekiwałam raczej zbioru różnych, mitycznych opowieści, a tu mamy raczej ich analizę. Mało który rozdział to jednolita narracja, większość to porównania tekstów i zbiorów podań, zestawienie różnych wersji. Nie zrozumcie mnie źle – to rzetelne opracowanie, ale niekoniecznie najlepsze na „pierwszy raz” z chińską mitologią. Podobały mi się historie o dwunastu symbolicznych zwierzętach (smok<3) tudzież historia o powstaniu gór nad Południowym Morzem, ale to tylko dwie z nielicznych „nieprzerwanych” opowieści. Zatem, wrócę do tej książki, jak lepiej poznam poszczególne mity. Pytanie tylko, kiedy…